UŁ komentuje: Halloween po łódzku

Racjonalna, praktyczna, przemysłowa - taki stereotyp naszego miasta, współkreowany przez literaturę, funkcjonuje w powszechnej świadomości. Wydaje się, że w Łodzi nie było miejsca na obcowanie z duchami, diabłami i innymi nierealnymi stworzeniami. Ale to nie jest prawda! Wertując karty dzieł literackich i stare kroniki okaże się, że znajdziemy historie, które spokojnie możemy opowiadać sobie w wieczór staropolskich dziadów czy popularnego Halloween, czyli 31 października. Może w tym roku podczas halloweenowego szaleństwa, ktoś zdecyduje się na przebranie nawiązujące do mrocznych historii z rodzimego podwórka. Może w tym roku czas na Helloween po łódzku - z czarownicami, duchami, wampirem i diabłem….

 

Duchy Ziemi obiecanej

Ponoć spacerując nocą w okolicach Parku Staromiejskiego (w stronę Bałuckiego Rynku) można natknąć się na tajemniczą i przerażającą postać. Ulicami przechadza się wysoka, szczupła, łysa kobieta, której towarzyszy ogromny czarny pies. Tak wygląda duch Zośki Straszybotki, kobiety skazanej w połowie XVII wieku za czary.

Historie łódzkich czarownic (bo źródła informują jeszcze o kilku: Czarnej Mańce nad Jasienią, Mańce Kłak i Baśce z Bielasów w Sikawie) były dramatyczne - posądzane o konszachty z diabłem, tajemną wiedzę (stąd określenie - wiedźma, czyli posiadająca wiedzę) rzucanie uroków itp. skazywane były na stos lub pławienie.

Zośka Straszybotka była łódzką mieszczką, bojącą się czarów i sił nieczystych. Aby uchronić przed nimi siebie i rodzinne gospodarstwo, wieszała w oborze zeschnięte żaby. Kobieta mieszkała z matką i bratem, z którym często się kłóciła. Podczas jednej z awantur mężczyzna wykrzyczał, że matka i siostra "są niegodne i należy je spalić na proch", to wystarczyło, by oskarżyć pannę o czary. Torturowana podczas procesu (latem 1652 roku), zmarła, a świadkowie przysięgali, że "odstąpił od niej czarny pies oraz wyfrunęły z jej ciała motylice".

Duchy nawiedzają także inne części Łodzi. Szczególnie chętnie spacerują po Łagiewnikach. Spotkać tam można widmo z roztrzaskaną głową - to duch Jurka, łagiewnickiego chłopa, który stracił życie, stając w obronie swojego pana. Być może mija się on na leśnych ścieżkach z duchem bezwzględnego właściciela Łagiewnik Jerzego Bełdowskiego lub czartami i czarownicami wypędzanymi z łodzian podczas egzorcyzmów w łagiewnickim klasztorze.

Łódzki wampir...

Pojawia się w odcinkowej powieści kryminalnej Ludwika Starskiego pt.: Wampir Bałut. Romans awanturniczo-erotyczny, osnuty na tle zdarzeń prawdziwych ("Express Wieczorny Ilustrowany" 1925-1926).

Nie był wcale przerażającą, krwiożerczą istotą, dalekim krewnym hrabiego z Transylwanii…Wampir Bałut okazał się w rzeczywistości niezwykle inteligentną ogromną małpą, przywiezioną z Poznania, którą - dla wzmocnienia efektu - pomalowano fosforyzującą substancją.

Zwierzę było własnością nieślubnego syna jednego z łódzkich fabrykantów, który przybył do miasta, by odzyskać należną część majątku. Tytułowy wampir, choć budził przerażenie (doprowadził nawet do śmierci jednego z bohaterów, który zmarł na zawał serca), był istotą spragnioną bliskości i potrzebującą opieki.

Diabeł tkwi... w Łodzi

W mieście położonym niedaleko siedziby słynnego Boruty nie mogło zabraknąć diabłów. Miały one ponoć wielki wpływ na rozwój miasta, szczególnie zaś na powstanie niektórych fortun. Zderzenie kultury wiejskiej i miejskiej, ogromna dysproporcja między bogactwem fabrykantów a nędzą ciężko pracujących robotników, jak również strach przed obcym (najczęściej Niemcem) sprawiły, że historie o konszachtach Karola Scheiblera i innych przemysłowców były niezwykle żywotne.

Karol Scheibler po przyjeździe do Królestwa pracował w Ozorkowie, dopiero stamtąd przyjechał do Łodzi. A ponieważ z Ozorkowa jest blisko do Łęczycy, miał on -wedle legendy powtarzanej przez robotników - podpisać pakt z Borutą, który w zamian za duszę przemysłowca, obiecał mu bogactwo i powodzenie. Inna historia mówi, że będący na skraju bankructwa przemysłowiec chciał popełnić samobójstwo i powiesić się w lesie gęsto otaczającym Ozorków. Wtedy to spotkał diabła, obiecującego mu bogactwo w zamian za duszę. A może pakt podpisano dopiero w lichej lepiance na Księżym Młynie, gdzie Scheibler miał wynajmować izdebkę, do której przez komin wpadł czart z gotowym cyrografem…

A może to sam Scheibler był diabłem? Łódzcy robotnicy byli i o tym przekonani, ponieważ fabrykant uchodził za bezwzględnego i pozbawionego serca. Dowodem potwierdzającym czarcią naturę miała być jego fizyczna ułomność. Karol Scheiber był kulawy, co robotnicy tłumaczyli sobie tym, że w bucie chowa diabelskie kopyto! Ostatecznym dowodem na konszachty przemysłowca z siłami nieczystymi miały być wydarzenia nazwane buntem tkaczy. Wówczas robotnicy bojący się o swoje miejsca pracy, zagrożone w wyniku postępującej mechanizacji łódzkiej produkcji, ruszyli do fabryki na Księżym Młynie.

W rozprawieniu się z diabłem - Scheiblerem miały im pomóc kościelne chorągwie, święte obrazy, krucyfiksy i pobożne pieśni. Mężczyźni wdarli się do fabryki i przy pomocy łomów, kijów i kamieni zaczęli rozbijać piekielną maszynę, czyli maszynę parową. W pewnym momencie z uszkodzonego zawora kotła zaczęła wydobywać się para, sycząc pod wpływem wysokiego ciśnienia oraz lać się gorąca woda. Robotnicy odczytali to jako ingerencję diabła, który w ten sposób chciał ocalić fabrykę Scheiblera.

Wraz z duchami, zjawami, czarownicami, wampirem i diabłami Łódź puszcza oko do tych, którzy chcieli by ją zamknąć w stereotypie nudnego, przemysłowego miasta. Historia polskiego Manchesteru wciąż pełna jest zagadek….

 


Uniwersytet Łódzki to największa uczelnia badawcza w centralnej Polsce. Jej misją jest kształcenie wysokiej klasy naukowców i specjalistów w wielu dziedzinach humanistyki i nauk ścisłych. Współpracuje z biznesem, zarówno na poziomie kadrowym, zapewniając wykwalifikowanych pracowników, jak i naukowym, oferując swoje know-how przedsiębiorstwom z różnych gałęzi gospodarki. Uniwersytet Łódzki jest uczelnią otwartą na świat - wciąż rośnie liczba studiujących tutaj obcokrajowców, a polscy studenci poznają Europę, Azję, czy wyjeżdżają za Ocean. Uniwersytet jest częścią Łodzi, działa wspólnie z łodzianami i dla łodzian, angażując się w wiele projektów społeczno-kulturalnych.

Zobacz nasze projekty naukowe na https://www.facebook.com/groups/dobranauka/

Zapraszamy na stronę Biura Prasowego UŁ: https://www.uni.lodz.pl/dla-mediow


Tekst: dr Karolina Kołodziej